Wstydzę się.
W szkole podstawowej chodziłem do klasy z pewną dziewczyną. Taką, której patologia, naprawdę sprowadzała się do alkoholizmu w domu i ubóstwa. Chodziła ubrana ubogo, często nie miała w szkole drugiego śniadania. Jej książki należały do biblioteki lub wcześniej- do kilkunastu innych właścicieli. Nie jeździła z nami na wycieczki, choć czasami wychowawczyni sama jej za nie płaciła. Czasami, nauczony przez matkę i dziecięcą empatię, skrycie dawałem jej bułkę. Ale jakoś tak, żeby mało kto widział. I za to mi wstyd, że nie potrafiłem się przyznać i z nią zsolidaryzować.
Co wiem.
Miałem 16 lat, kiedy pierwszy raz, stojąc przed lustrem, powiedziałem na głos: „Jestem z patologicznej rodziny”. Wstyd, zmieszanie, kłamstwa, udawanie, że wszystko dobrze a sińce nabiłem sobie sam. Tak wyglądało kiedyś moje życie. Życie, w którym patologię definiowało się jako ubóstwo, brud, alkoholizm i narkotyki. Przecież tak zawsze się to słowo kreowało i często robi się to do dziś.
Trudno jest przyznać się do czegoś takiego. Najtrudniej- przed samym sobą. Nagle, okazuje się, że społeczeństwo słysząc takie wyznanie, równa mnie i mój dom rodzinny z pijacką meliną, gdzie dzieci chodzą brudne, głodne i pobite. To przecież nieprawda. To największe kłamstwo telewizji i wyimaginowanego przez idealne społeczeństwo świata. Kiedy tylko dochodzi do tragedii z udziałem dziecka, gdy ląduje ono w szpitalu, zimą biega po ulicy w piżamie- tak właśnie media i ludzie to sobie tłumaczą. Patologią. Zawsze padają magiczne słowa-klucze: konkubent, konkubina, alkohol, MOPS.
Słyszał ktoś, kiedyś, o patologii w klasie średniej lub zamożnej? Wątpię, chyba, że sam się z nią zetknął. Tam są problemy natury osobistej, choroba alkoholowa, jednorazowa sytuacja, tragedia rodziny, który przecież zawsze była normalna. A oto jestem. Ja, przedstawiciel dzieci z „patoli” klasy średniej. Chodziłem zawsze umyty, dobrze ubrany, choć może nie były to ciuchy z sieciówek czy znanych marek, ale „uprany” jak należy. Miałem czysty i ciepły dom, jadłem trzy posiłki dziennie, czasami jakiś deser, nigdy nie byłem głodny w szkole. Od święta byłem w „złotych łukach” czy na pizzy. Czasem zjadłem popcorn w kinie, jeździłem na wakacje. Tylko nikt nie potrafi sobie czegoś takiego wyobrazić. Jak to, ty jesteś z patologii? Co ty wiesz o patologii. Hmm. Może niewiele, a może więcej niż ktoś może sobie wyobrazić. Wiem, że miałem lepiej od innych. Wiem też, że miewałem gorzej niż niektórzy. Ale też nim jestem. Dorosłym Dzieckiem Patologii. Jestem równie pewny tego, jak wiedzy kim On jest.
Kim jest.
Przechodząc obok ulicą – nie rozpoznasz go. Pędzi do pracy, ustępuje miejsca w tramwaju, pomaga wnieść zakupy starszej pani z 4 piętra. Głaszcze po głowie dzieci znajomych, daje im cukierki i znany jest z bycia „dobrym wujkiem” ze sklepu, gdzie z mamą chodzi się po pomidory i ziemniaki. Kiedy idzie ulicą na niedzielną mszę, to u jego boku kroczy piękna i zadbana żona, synowie w parze, tuż za nimi, wzory do naśladowania w nauce i kulturze, a to wszystko na tle obdrapanej i paskudnej dzielnicy. Nikt złego słowa nie powie. Takie rodziny rozświetlają tą smutną i patologiczną część miasta, gdzie bezdomni i alkoholicy pospołu piją borygo w bramie a ta i tamta rodzina co noc gości pod dachem libację.
Domowy tyran to aktor pierwszej wody, „prima sort”. Jego talentem jest krasomówstwo, wobec obcych, grzeczność i ugodowość. Kłamstwo, to jego drugie imię. Jest w tym tak dobry, że z najdziwniejszych i jednoznacznych sytuacji, wychodzi obronną ręką, często wzbudzając w słuchaczu śmiech po dobrej poincie dowcipu. Postawa społeczna domowego tyrana jest tak idealna i nieskazitelna, że choćby ktoś widział na własne oczy jak szarpie swoje dziecko, ten gotów wmówić sobie, że dziecko naprawdę sobie zasłużyło, a bezstresowe wychowanie jest złe. Czasami całkowicie wyprze ten obraz, wmówi sobie, że to był ktoś inny. Przecież nie ten fajny pan z brodą, który odkłada dla mnie najładniejsze truskawki na zapleczu sklepu.
O domowym tyranie nie wie nawet rodzina. Nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć jego rodzice. Rodzice jego żony żyją w nieświadomości, a kiedy coś podejrzewają, to dzieci i matka są jak psy, nauczone merdać ogonem i zaprzeczać tak żarliwie, że sam papież beatyfikowałby domowego tyrana za życia.
Jak bije i okalecza.
Domowy tyran bije i kaleczy tak, by nikt nie widział efektów jego działań. Bije zawsze po udach, po łydkach tylko kiedy jest sezon na długie spodnie. Bije otwartą ręką w potylicę, miażdży dziecięcy kark ręką. Używa pasa, ręki, podręcznika z matematyki, grubych zeszytów z twardą okładką, czasami tego co wpadnie pod rękę. Ale najczęściej bije rękami. Jakby wysysał nimi energię, chęc oporu, szacunek ofiary do siebie, siłę do życia i walki. On dokładnie wie, co zrobić byś się bał, nim w ogóle uderzy. Wie jak spotęgować ból poprzez strach i niepewność. Czy dziś po pracy wejdzie nocą do pokoju zrobić wojskowego „pilota”, czy będzie bił tyle razy ile brakuje przecinków, kropek i błędów ortograficznych w zeszycie ucznia szkoły podstawowej? Może tej nocy przejdzie obok Twojego pokoju, a ty zapadniesz w niespokojny, przerywany sen.
On zna działania ludzkiego mózgu lepiej niż niejeden naukowiec i socjolog. Domowy tyran wie kiedy nie bić. Z dokładnością zegarmistrza odmierza dni do rodzinnej imprezy, wyjścia na basen czy na plażę. To jedyna rzecz, która wstrzyma jego rękę i gniew. Opinia ludzi z zewnątrz. Przed rodzinnymi wydarzeniami potrafi być nawet milszy dla swoich najbliższych, kupi dziecku Prince Polo, przyniesie droższe słodycze z własnego sklepu, skąd i tak bierze je za cenę hurtową, kupi matce kwiaty, po tym jak poprzedniej nocy płakała.
Domowy tyran jest wykwalifikowanym katem psychiki. On zna Twoje słabości, lęki, marzenia, radości i pasje. Potrafi ich użyć tak, by bolało jeszcze bardziej. Poklepie Cię po brzuchu kiedy przechodzisz obok i powie „Jutro będziemy Cię turlać, grubciu”. Wzbudzi w Tobie odrazę do samego siebie a zarazem napędzi zajadanie strachu, by dalej mieć jak Ci dokuczać.
Choćbyś nie wiem jak był mądry i oczytany, on nazwie Cię głupim, niedorozwojem, nieudacznikiem, idiotą, tępakiem, zjebem. On odbierze Ci książki, które jako jedyne dają namiastkę człowieczeństwa i normalności. Piwnica pod schodami Privet Drive bywa marzeniem. Domowy tyran wpadnie nocą do pokoju, uderzy Cię tym co czytałeś i zabierze druk- z nim, jedynych lojalnych przyjaciół i świat, gdzie choć straszno, jest i pogodno.
Tyran zabierze Ci radość z pływania, nauczy, że za siniaki jesteś odpowiedzialny tylko ty, ty się ich będziesz wstydzić na basenie, ty musisz zadbać by ich nie było. On wie, że jako chłopiec boisz się ciemności. Dla sadystycznego żartu pogłębi ten strach i każdy inny, który sprawi, że Twoje człowieczeństwo i świadomość są jego. Domowy tyran, zawlecze Ciebie i twoje rodzeństwo do kuchni. Siłą wepchnie Ci nóż w rękę i każe zaatakować drugiego. Będzie krzyczał, nakazywał, zagrzewał do pozbycia się „przynajmniej jednego problemu z tych wszystkich, które ma”.
Jak uzależnia.
Domowy tyran jest jak porywacz. Syndrom Sztokholmski budzi się u niektórych po paru dniach przebywania z oprawcą. Ludzie nie dowierzają, że można nie powiedzieć o dziejącej się krzywdzie, upokorzeniach. Ale domowy tyran w odróżnieniu od porywacza ma na to wszystko lata Twojego nieświadomego dobra i zła dzieciństwa. Pozna Cię od podszewki. Później ów czasu ma o wiele więcej. On udowodni Ci, że bez niego jesteś nikim. Jako dziecko, zostawi na ulicy i będzie patrzeć z oddali jak sobie radzisz, by dać ci wyimaginowaną nauczkę. Na każdym kroku przypomni skąd masz jedzenie, ubranie, ogrzewanie, prąd, ciepłą wodę, książki, podręczniki i pióro.
Domowy tyran zawładnie Twoją psychiką, będzie dbał o uległość i przestrzeganie jego rygorów i żelaznych zasad. Ich nie spełnienie to ból i upokorzenie. Całonocne seanse bicia, patrzenia na bicie rodzeństwa, klęczenie godzinami pod ścianą z rękami w górze. Spełnienie zasad i rygorów- to tylko możliwość zmniejszenia kary, która i tak za coś się znajdzie, ale to już coś, prawda?
On uświadomi Ci, że jesteś nikim, a on kimś. Myśl o ucieczce czy poskarżeniu się wybije z głowy- dosłownie. Od najmłodszych lat, będzie wpajał złotą zasadę- „Co się dzieje w naszym domu, zostaje w naszym domu”. Kiedy będzie trzeba, przypomni Ci, że nie masz gdzie uciec. Dziadkowie, jedni czy drudzy- nie uwierzą, nie będą chcieli uwierzyć. Policja Cię znajdzie i posadzi w poprawczaku, gdzie nie bedzie tak miło jak w domu, a to co tyran zgotuje Ci po ewentualnej ucieczce czy skardze- będzie czymś wyjątkowym i przechodzacym Twoje najśmielsze oczekiwania wobec kary.
Domowy tyran wie, kiedy okazać Ci odczłowieczoną namiastkę miłości. Kiedy będzie wiedział, że nie może uderzyć, sponiewierać- przestanie się odzywać, przechodząc będzie Cię szturchać, udawać, że Cię nie ma. Podważy dziecięcą świadomość własnego istnienia. Zasadzi w Tobie paniczny lęk i pytanie „co zrobiłem? Czemu jestem złym dzieckiem? Czemu mnie nie kocha?”. Tak. Domowy tyran potrafi równie dobrze bić, co uzależniać zgniłymi ochłapami miłości, tak cennymi w tym ciepłym, pachnącym obiadem domu.
Jak się boi.
Domowy tyran odczuwa tylko jeden autentyczny strach. Blednie i poci się, kiedy przychodzi myśl, że ofiara komuś się zwierzyła. Trzęsie się na myśl, że o jego poczynaniach dowie się rodzina lub dorośli, zdolni do reakcji. Tylko jak ma się to stać, kiedy sąsiedzi nic nie mówią, dorośli nie przychodzą z pomocą a ofiary to widzą? Ten pseudo-człowiek kipi strachem kiedy kolega/koleżanka żony czy dziecka przychodzi do domu i machnięciem magicznej różdżki odbiera mu moc tyrana. On boi się najmniejszego zagrożenia jego władzy, więc zacietrzewia się i pogłębia w swoim okrucieństwie by taką możliwość wykluczyć. Najmniejsza oznaka, dobry nastrój, dobra ocena w szkole, dobre wyniki w pracy, to jego zagrożenia. Ofiara może pomyśleć, że jednak nie jest tak głupia, że ma jakąś wartość. Wtedy już o krok od wykrzyczenia światu co dzieje się w domu.
Domowy tyran najbardziej boi się dorosłych mężczyzn i policji. Oni mogą zrobić mu krzywdę. Mogą uderzyć i zadać ból. Mogą zamknąć, odciągnąć od ofiar i dać im oddech, kilka chwil na ucieczkę spod jego władzy. Więc bardzo dobrze o ów władzę dba. Paniczny strach napędza jego furię i bestialstwo. Zamyka swój i ich świat w jednej pętli, coraz grubszej. Wie, choć nie dopuszcza do siebie myśli, że kolejny krok, może być krokiem za daleko.
Tyran lęka się nie tylko swoich dzieci, jeszcze bardziej boi się swojej zniewolonej, poniewieranej, uzależnionej ekonomią i „pełną rodziną dla dzieci” żony. Śmiertelnym strachem napawa go myśl, że ta ocknie się z zafundowanego jej letargu i spirali bólu. Więc wobec niej jest jeszcze bardziej przykładny, rygorystyczny i drażliwy. Czasami ona jest jego największą ofiarą, gdy ta winy dzieci bierze na siebie. Nie wie jednego. Jej żywe męczeństwo kiedyś zaowocuje. Jej dzieci, gdy dorosną i pojmą świat poza domem, będą nosić w sobie żar, nienawiść, białą od rozgrzania stal, wołającą o jego ból i pomstę. A ona znajdzie w nich siłę, której jako małe dzieci nie mieli i sama rozgorzeje. Ta nienawiść i nienasycona chęć zemsty jego ofiar będą mu towarzyszyć do końca życia.
Kim jest.
Domowy tyran jest słabszy niż myślisz. Jego pewność siebie, dumę, ego może podważyć najmniejsze słowo, błahy, przypadkowy żart. Aby tego uniknąć, dokłada jeszcze więcej sił, by swoją samoocenę poprawić. Tyran lubi wiedzieć, że jest silny i dominuje we własnym środowisku. Uczucie wszechwładzy na własnym podwórku jest dla niego jak narkotyk. Kiedy do jego domostwa przychodzi osoba z zewnątrz, zamyka się, udaje zmęczonego i chowa się. Nie chce by ktoś widział go pozbawionego mocy. Równocześnie zamyka szafę z pasem, ubiera odpowiednio dziecko, daje ostatnie instrukcje żonie. Tyran to słabeusz, z którego śmieją się i drwią w pracy prawdziwi mężczyźni. Wyśmiewają jego odstający brzuch i patykowate nogi. Samym swoim jestestwem, prawdziwy mężczyzna godzi go w oczy, przypominając, że on sam nim nie jest. On jest brutalny i przez to ograniczony. Wyspecjalizowany w konkretnych dziedzinach, jednak mało pojętny.
Domowy tyran unika mądrzejszych od siebie, tych z lepszym zawodem, edukacją, tytułem naukowym, czy choćby lepiej oczytanych i światowych. Tacy mu ubliżają. Przypominają o brakach, słabościach i niskiej randze społecznej. On, to słaby, okaleczony we własnym dzieciństwie człowieczek, który podnietę i wysoką samoocenę posiada tylko wtedy, gdy otoczenie jest słabsze i głupsze, lub gdy on sam je takim uczyni.
Ten człowiek, to kłębek nerwów i kompleksów, obracający głowę za każdym, kto źle na niego spojrzał. Niby-człowiek, któremu strach i brak pewności siebie wylewa się z oczu, za maską uśmiechu i przykładności.
Wstydziłem się…Kiedy byłem mały.
Dziś, jako dorosły biologicznie i na papierze, odczuwam do siebie wstyd przy wspomnieniu o rówieśniczce ze szkoły podstawowej. Pewnego dnia, nie przyszła do szkoły. Równocześnie, sępie media gruchnęły o dziewczynce z dwójką małego rodzeństwa, którzy błąkali się minionej nocy po katowickim Zawodziu. W piżamach, zimową nocą. Nie wiem do dziś, czy pchnęła ją do tego desperacja, patologia pomieszana z warunkami życia, które materialnie na pewno miała gorsze ode mnie. Ale ona, tak młodo, znalazła w sobie odwagę, tę dziwną, czystą, dziecięcą odwagę by coś zrobić. I tego jej zazdroszczę. Mnie znalezienie jej zajęło wiele długich lat po tym wydarzeniu.
Miała na imię Asia. Tobie i Twojej ówczesnej odwadze dedykuję ów serię. W nadziei, że choć jedna osoba zwróci uwagę na najmniejszych i słabszych. Z myślą, by Ci, którzy nie wiedzą i nie widzą, nauczyli się tego. Lub przynajmniej chcieli.
Koniec części pierwszej.
Autor: Przyjaciel Fundacji